Archiwum maj 2005


maj 30 2005 ... bez tytułu
Komentarze: 6

Niektórzy szukają mocnych wrażeń, ale mnie nie są one potrzebne. A wczoraj przeżyłam niestety cos takiego, co byc może zniechęci mnie na jakiś czas od roweru.
Pojechalismy na rowerach ścieżkami rowerowymi. Wg przepisów na przejściach dla pieszych, gdzie jest wyznaczona scieżka - rowery też mają pierszeństwo. Mój mąż smiał się ze mnie, że tracę czas zsiadając. Więc przestałam. No i wczoraj wyjechała mi na przejściu dziewczyna  nie zatrzymała się przed przejściem i zahamowała na moim rowerze. Ja chyba zauważyłam ją zbyt późno, i w ułamku sekund musiałam postanowić co robić. Wydawało mi się, że jak zahamuję to i tak nie dam rady i trafię w bok samochodu, więc przyspieszyłam, niestety trafiła w moje tylne koło, ja znalazłam się na masce a potem na jezdni. Na szczęście udało jej się nie przejechać mnie. I właśnie najgorszy była ten moment kiedy leżałam na masce i tylko myślałam, co będzie jak zleće, czy zdązy zahamować. No i bez szukania powodów - skoczyła mi adrenalina.
Na szczęście mam tylko kilka siniaków, obolałe mięśnie w kostce, naciągnięte mięśnie w ręce, na której się oparłam i boli mnie kość ogonowa, ale może nie od upadku a od samej jazdy.
Jak niewiele trzeba, aby stało się nieszczęście!
W ten weekend nie wsiądę i tak na rower, bo jest ślub mojej córki, a potem jeśli się odważę, to jednak będę stosować zasadę ograniczonego zaufania.

 

kapciuszek : :
maj 27 2005 rower i ZOO
Komentarze: 4

Chyba przesadziłam z tym narzekaniem w poprzedniej notce. Może nie jest idealnie, ale można wytrzymać. Tym bardziej, że wytrzymałam już dość długo.
Wczoraj z okazji Dnia Matki wybraliśmy się na cmentarz. W ramach mojego "usportowienia" na rowerach. Od domu na Bródno nie mam daleko, ale najbliższy most nie ma dobrej drogi dla rowerów (trzeba kilka razy schodzić i wchodzić po schodach) więc pojechaliśmy dużo dłuższą drogą. Niestety kawałkami też trzeba jechać chodnikiem i wymijać ludzi. Jeznią bymn się bała. Jeżdżąc rowerem widzę jak bez sensu chodzą piesi (i ja też), dziś musiałam jechać prawie slalomem, bo rzadko kto chodzi prawą stroną. To tak jak moja córka, odkąd ma prawo jazdy to bardziej uważa na jezdni, bo mówi "może będzie jechała samochodem taka Kingusia". Jechaliśmy koło wybiegu dla niedźwiedzi. Sfotografowałam jednego. Bardzo mi ich szkoda. Do ZOO chodziłam tylko jako dziecko, no i jak moje córki były małe, i nie była to dla przyjemność. Tak jak ten miś na zdjęciu, wszystkie są smutne.

 

kapciuszek : :
maj 25 2005 Czasem muszę ponarzekać ...
Komentarze: 4

Tak naprawdę to lubię blogi, lubię czytać co kto napisał, jest kilka osób, które stale odwiedzam, a ponieważ nie komentuję zbyt często - to nawet nie wiedzą, że istnieję. To takie zaglądanie przez okna i podsłuchiwanie. I daje złudzenie, że mam kilka osób znajomych.
Niestety ja mam trudności z pisaniem.
Jest to podobnie jak w życiu realnym, gdzie często nie wiem jak się odezwać i dużo czasu mija, kiedy się przyzwyczaję.
To chyba kwestia wychowania no i charakteru. Mama pewnie chciała nas w jakiś sposób chronić i może nie zabraniała, ale i nie zachęcała do zabaw na podwórku. Zresztą sama też nie miała znajomych, utrzymywała kontakty  tylko z najblizszą rodziną. W szkole i na studiach chyba wydawało się wszystkim, że mnie nie zależy i że jestem dumna. A to była nieśmiałość i brak wiary w siebie. Moje zycie towarzyskie było troszkę bardziej urozmaicone dopiero na wakacjach u Babci, która miała dużo znajomych i rodziny i tam miałam dużo rówieśników do zabawy.
No i jakoś tak wyszło, że mój M też nie jest zbyt towarzyski. Przez pierwsze pięć lat małżeństwa siedziałam w domu z córkami. Tego nie żałuję, ale na moje propozycje pójścia gdzieś M mówił, że nie ma pieniędzy, i nie można kogoś zaprosić bo to kosztuje. No i nie miałam ani z kim zostawić dzieci (Mama przyszła jak było potrzeba, ale to była zawsze akcja) no i nie miałam w co się ubrać. Kiedy znów zaczęłam pracować - koleżanki były, ale do pogadania na miejscu. W późniejszych latach miałam dwie (i mam do dzisiaj), z którymi czasem spotykałyśmy się na mieście. Ale zawsze miałam wrażenie, że mnie troszeczkę lekceważą, bo mój mąż nie jest dyrektorem, ani nie ma własnej firmy.
I chyba stąd jest moje zainteresowanie kontaktami netowymi.
Ale być może już niedługo, bo od paru dni mogę iść na emeryturę, a domowy internet jest tylko modemowy i niestety nie mogę namówić M aby się zgodził na coś lepszego. Uważa, że nie jest mi potrzebny.
A mój net to nie tylko blogi. Jest jeszcze Czarna Oliwka, gdzie zebrała się grupa kobiet w różnym wieku i sobie plotkujemy. No i spotkania realne ludzi z Warszawy, ale ostatnio usłyszałam, że mój udział w tym sprawia przykrość mojemu mężowi i chyba więcej nie pójdę. No chyba, że zmieni zdanie.
Może dużo osób tego nie przeczyta, bo trochę głupio tak narzekać a właściwie nie jest tak bardzo źle.

kapciuszek : :
maj 20 2005 Jeże na Bielanach
Komentarze: 4

Napisałam kilka komentarzy na blogu Bogdy. Jej wypowiedzi zacheciły mnie znów do prób pisania. Ale nie wiem na ile starczy mi zapału, entuzjazmu i tego czegoś, żeby po paru dniach nie czytać swoich słów ze zniechęceniem.
Może rzeczywiście mam zbyt niskie poczucie własnej wartości lub odwrotnie zbyt wysokie aspiracje i to co piszę ich nie sięga?
Lubię innych ludzi, ale trochę się ich chyba boję. Wolę zwierzęta. Na przykład ostatnio po mojej ulicy chodzą jeże. Niestety jeżdżą też samochody i raz widziałam biednego kolczatka przejechanego. Kiedyś razem z moim psem stanowilismy ochronę dla jeża przechodzącego przez jezdnię. Tylko trzeba było być odpowiednio daleko, aby pies go nie straszył, bo zwijał się w kulkę i nieruchomiał na środku. Wczoraj pies znalazł kolczastą kulkę na trawniku i też był nią zainteresowany. To pierwszy taki "jeżasty" rok na Bielanach. Do tej pory było tylko dużo ptaków. Zimą na stawie kaczki, różne czarne ptaki (nie odróżniam czy to kawki, wrony, gawrony czy kruki). Zbierają się na "psiej" łące przed oknami przed zmrokiem i odlatują na noc do lasu. Poza tym sikorki, szpaki, wróble. Mało gołębi, które były utrapieniem na balkonie na Mokotowie. Tu czasem zdarzają się stada gołębi, chyba hodowanych przez starych  mieszkańców Bielan. Przyjemnie popatrzeć na taką fruwającą chmurę. Ale coraz rzadziej można zobaczyć to zjawisko.

kapciuszek : :